Þorri, to według starego islandzkiego kalendarza czwarty miesiąc zimy (pamiętajmy, że Islandczycy dzielili rok tylko
na dwie pory roku: lato i zimę). Rozpoczynał się w pierwszy piątek między 19 a 25 stycznia (według kalendarza
sprzed 1700 r. było to pomiędzy 9 a 15 stycznia).
Początek miesiąca Þorri świętowano jako półmetek zimy i zwykle kojarzono to święto z
najzimniejszym okresem roku.
Określenie Þorri pojawia się już w XII wieku, prawdopodobnie wywodzi się od pogańskiego
boga Þora (Thora).
Þorrablót (Święto Þorriego) odnajdujemy w sagach islandzkich jako pogańskie
święto zimy.
Þorri jest personifikacją zimy, często jest przedstawiany jako skalisty starzec z siwą brodą z
lodowych sopli - w różnych źródłach możemy go odnaleźć jako nobliwego starca,
heroicznego wojownika (wikinga), czasem jako obszarpanego nędzarza, a czasem jako słup lodu.
Tak różne portrety oczywiście wiążą się z różnym opisem charakteru: od okrutnego i
opryskliwego do zaledwie gderliwego...
Oczywiście Þorri musiał być gorąco zapraszany i goszczony w każdym domu, o ile gospodarz
domu nie chciał się narazić na zemstę Þorriego w postaci złej pogody.
Badacze islandzkiego folkloru zaczęli opisywać ciekawe zwyczaje związane z tym świętem już na początku
18-go wieku. Zwyczaje te polegały głównie na tym, iż pani domu wychodziła na dwór by zaprosić
Þorriego do domu.
W XIX wieku to gospodarz zapraszał Pana Zimy. A robił to w bardzo nietypowy sposób: ubierał tylko
koszulę, a spodnie zakładał tylko na jedną nogę i skacząc na tej jednej nodze dookoła domu zapraszał głośno
Þorri'ego do siebie.
Pierwszy dzień miesiąca Þorri był powszechnie uważany za Dzień Męża (bóndadagur).
Święto to w dobie podległości względem Danii było również manifestem walki o niepodległość i
powrotu do korzeni pogańskiej Islandii.
Święto cieszyło się dużą popularnością pod koniec XIX wieku, lecz później stało się mniej popularne
ze względu na inne nowe zwyczaje.
Dopiero druga połowa XX wieku przyniosła odrodzenie zainteresowania pogańskimi, wiejskimi świętami.
Kiedy Islandczycy stawali się coraz bardziej zamożnym i światowym społeczeństwem, dawne mity, legendy,
sagi i zwyczaje stawały się coraz bardziej modne.
Þorrablót zaczęto świętować jako dzień, w którym próbuje się tradycyjnych "zimowych
przysmaków". Potrawy te przed wiekami były jedynym dostępnym pokarmem w okresie zimy i zwykle było
to odpowiednio zakonserwowane mięso ryb, owiec i ssaków morskich.
Islandczycy obchodzą Þorrablót na wesoło. Tańczą, śpiewają i rozkoszują się właśnie wspomnianymi przysmakami.
A smakowitości to niesamowite: pudding z owczej krwi zawinięty w słoninę i zaszyty w żołądku zwierzęcym,
gotowane głowy jagnięce (dla większości Islandczyków największym rarytasem są w tej potrawie... oczy!),
płetwy fok, zgniłe mięso rekina, marynowane jądra barana. Następne smakołyki już brzmią nieco lepiej:
chleb żytni przyrządzany na geotermalnej parze, skyr i oczywiście islandzki spirytus: brennivin.
Ciekawy zwyczaj serwowania starodawnych potraw wprowadziła znana restauracja z Reykjavíku,
Naust w roku 1958.
Przypomniano sobie również o Dniu Męża, który dzięki odpowiednim reklamom hodowców
kwiatów stał się okazją do obdarowywania panów kwiatami.
Drogie małżonki - Islandofilki, nie zapomnijcie w Dzień Þorri'ego zasypać swoich "Połówek" pachnącymi kwiatuszkami. A jako, że do serca przez żołądek,
zaserwujcie do uroczystej kolacji świąteczną baranią głowę. Dam głowę, że będą Was błagać o łyk brennivina :)