Jako redaktor naczelny ICELAND.PL ze stoickim spokojem obserwuję medialną burzę w szklance wody. Media prześcigają się na coraz to bardziej katastroficzne przymiotniki.
Najśmieszniejszy z nich to chyba "bankructwo Islandii".
Od razu uprzedzam, że moja opinia jest subiektywna; nie jestem ekspertem od ekonomii i może to co napiszę nie ma żadnej wartości - ale o tym się przekonamy w przyszłości.
Otóż według mnie nie ma superkryzysu, krachu itp. To co obserwujemy, to owszem jest jakiś tam problem, ale w głównej mierze w psychice ludzkiej, a nie w gospodarce.
Islandzcy rybacy Å‚owiÄ… ryby, pasterze strzygÄ… owce, aluminium Å‚adnie siÄ™ wytapia.
A to, że gdzieś islandzki bank zgubił trochę wirtualnych miliardów dolarów... Hmmm to jest problem, ale tych co uwierzą, że to problem jest.
W większości przypadków to panika rodzi kryzys, a nie kryzys panikę.
Zachowanie spokoju i opanowanie emocji to pierwszy krok do pokonania problemu, bo jeśli zaczniemy się szarpać, wykupywać ze sklepu mąkę i cukier, to właśnie sami spowodujemy kryzys.
Zawołajmy w pełnym kinie "POŻAR!!!" ? to będzie to samo co dziś robią media krzycząc "bankructwo Islandii".
Media (w tym my sami we wczorajszym newsie) cytują profesora, który mądrym głosem potwierdza: "Islandia to bankrut". A ja się zastanawiam od razu: do ilu trzeba zadzwonić profesorów, by usłyszeć, że Islandię atakują kosmici albo Talibowie? Bo tajemnicą poliszynela jest to, że media dzwonią do różnych "ekspertów", ale cytują tego, którego "ekspertyza" jest najbardziej sensacyjna (oczywiście do pewnego optimum). A może ten profesor właśnie chciał sobie kupić nieruchomość koło Blue Lagoon a może ostro zagrał na giełdzie? Bo po takiej "ekspertyzie" z pewnością kurs korony spadł, a i cena nieruchomości pewnie także (choć proporcjonalnie)... A może po prostu tenże profesor jest sympatykiem partii opozycyjnej?
Oczywiście nie wykluczam, że profesor był uczciwy i powiedział prawdę jaką widzi jego rozum. Choć dobór słów wskazuje raczej na promedialność niż na naukowość.
Ale zastanawia mnie jedno: co chciał powiedzieć mówiąc "bankructwo kraju"? Czy myślał o komornikach, których wyśle na Islandię ONZ? A może trybunał w Hadze każe oddać Amerykanom lub Arabom kawałek Gejzera?
Kraje nie bankrutują; kraje się zadłużają i potem powoli spłacają te długi. Polska jest również dłużnikiem na wiele miliardów USD i jakoś nikt nie lamentuje tu o bankructwie...
W terminologii ekonomicznej istnieje i owszem pojęcie "bankructwa kraju", ale nie polega ono na tym, co powszechnie może rozumieć zwykły zjadacz chleba. Takie bankructwo oznacza tylko, że dany kraj zaprzestaje spłaty niektórych rodzajów zobowiązań wobec wewnętrznych lub zewnętrznych wierzycieli. A więc niekoniecznie oznacza to, że jakaś instytucja zlicytuje Islandię... Pewne słowa mają medialną siłę oddziaływania na umysły i są nadużywane przez media, które rzadko kiedy tłumaczą co tak naprawdę te słowa znaczą.
Żalą się media, że kurs korony spada, że euro drożeje, że coraz wyższe ceny na Islandii, a niższe pensje... Ale jakoś nikt ani słówkiem nie piśnie, że Islandia jest eksporterem (m.in. ryb, aluminium), że niskie ceny zachęcą turystów do przyjazdu (a turystyka to też źródło dolarów i euro). Gdy dzięki silnemu euro rybacy zarobią więcej, to mimo wszystko okaże się, że nie jest tak źle.
Kto na tej panice zyskuje? Trudno powiedzieć. Na pewno media. Już nawet polskie media zwęszyły łakomy kąsek, a te, które żyją z taniej sensacji, bez skrupułów kreują medialną rzeczywistość. Ich oglądalność rośnie, zyski z reklam także. Co z tego, że taka "sensacja" powoduje u ludzi lęki i depresję, ważne, by na tych ludziach zyskali właściciele mediów.
Na pewno zyskują też ci co spekulują. Na pewno też ci, co kupią nieruchomości i ziemię na Islandii. Z pewnością ci co kupią akcje islandzkich firm. Oni poczekają, przeczekają, aż ludzie zmęczą się zabawą w "wielki kryzys" i zauważą, że wszystko jest właściwie tak jak było.
Stracą ci, co właśnie teraz kupią euro po najgorszym kursie, myśląc, że krach nadejdzie. Gdy sytuacja się uspokoi, to właśnie oni będą stratni, bo ich euro będzie warte już dużo mniej koron.
Stracą ci imigranci, którzy teraz wyjadą, gdyż ci co zostaną będą mieli lepszy rynek pracy, mając już doświadczenie w życiu na Islandii będą cennymi i dobrze opłacanymi pracownikami.
Rząd islandzki mniej lub bardziej udolnie coś tam przecież załatwi, przecież to nie PRL, gdzie rząd był przeciwko społeczeństwu. Islandia ma demokratyczny rząd ? im zależy w pierwszej kolejności na własnych obywatelach, dziś się nie strzela do ludzi na ulicy. Nawet skorumpowany rząd nie zarzyna swego "żywiciela" czyli narodu. Dopóki więc politycy się nie ewakuują, to nie ma powodu do strachu. A z tego co mi wiadomo, to obecny rząd Islandii raczej nawet nie był dotąd przedmiotem jakiejś większej afery korupcyjnej. Tak więc nie jest źle.
Przed II wojną światową Islandia potrafiła wyżywić się sama, a wtedy nie znano takich zdobyczy cywilizacyjnych jak traktory, nawozy sztuczne, geotermalne szklarnie itp.
Dziś Islandia tym bardziej jest w stanie wyżywić się sama. A że bogaci ludzie importowali sobie dobra luksusowe i zamiast islandzkiej wódki szkocką whisky, zamiast dorsza kawior, to nie znaczy, że wyżywienie Islandii zależy od importu.
No cóż, może teraz te importowane produkty nieco podrożeją, ale na pewno nie grozi nikomu śmierć głodowa. Statystycznie Islandia więcej jedzenie sprzedaje niż kupuje!
Tak więc reasumując: nie siejmy paniki i sami się uspokójmy. Zastanówmy się co sami możemy zrobić, by sytuacja stała się normalna. Posłuchajmy islandzkiego rządu, kupujmy islandzkie produkty, nie panikujmy wymieniając cały zapas koron na euro lub cukier. Róbmy swoje, uśmiechajmy się do ludzi na ulicach, idźmy do kina, muzeum, teatru. Życie jest zbyt piękne, by tylko siedzieć i wsłuchiwać się w różne bzdury i złowieszcze proroctwa, które wygadują nieodpowiedzialni ludzie.
Jutro wielki meteoryt uderzy w Brukselę i euro będzie warte pół korony, a może Talibowie wysadzą Waszyngton i dolar będzie służył jako papier toaletowy? Czy na takie okoliczności też już się przygotowujecie? A kto już buduje schron przeciwatomowy?
Nie wiemy co nam przyniesie jutro, ale na pewno gdy zaczniemy się martwić jakąś wyimaginowaną katastrofą już dziś, to będziemy mieli o jeden dzień smutniejszy w życiu więcej.
Bardziej bałbym się wybuchu wulkanu niż takiego pseudokrachu.
A biorąc pod uwagę to co pisałem wcześniej, nie grozi nikomu śmierć czy inne dolegliwości. Nikt nie umrze od tego "kryzysu", nie zawalą się domy, nie będzie strzałów, bólu, cierpienia, niewoli. Zanim więc któraś gazeta ogłosi "koniec świata" pomyślcie o tych krajach, gdzie strzały, śmierć, głód i cierpienie to chleb powszedni. Będziecie się śmiać z tych wszystkich katastroficznych nagłówków.
Za sto lat, jak już może rządy wszystkich państw poradzą sobie ze wszelkimi problemami, to media będą pisać "katastrofa", gdy ktoś złamie paznokieć. Pomyślcie o tym.
P.S.
Islandia jest członkiem ONZ, NATO, Rady Europy, Europejskiego Obszaru Gospodarczego, Rady Nordyckiej i wielu innych stowarzyszeń krajów. Wątpię, by np. inne kraje skandynawskie pozwoliły na to, by Islandia miała jakieś większe problemy. Mamy XXI-szy wiek i istnieje coś takiego jak solidarność międzynarodowa.
Więc po raz kolejny apeluję: uspokójmy się i dla relaksu kupmy sobie jakiś kawałek ziemi na Islandii lub akcje jakiejś islandzkiej firmy - to jest dużo lepsze, a w dodatku za parę miesięcy, gdy sytuacja wróci do normy będziemy się cieszyć, że nie poddaliśmy się stadnej zwierzęcej panice.
P.S. II
Redakcja ICELAND.PL czerpie korzyści z dobrobytu islandzkiej gospodarki, stąd nasze zdanie może być subiektywne. Zależy nam z pewnością na tym, by gospodarka islandzka rozwijała się stabilnie bez tego rodzaju "zawirowań".
|