Wyspa Vigur znajduje się nad zatoką Ísafjarðardjúp. Od pokoleń była domem dla tej samej rodziny, od czasów gdy zachwyciła swoim urokiem przodków na przełomie XIX i XX wieku. Obecnie ten bezcenny klejnot przyrody jest popularnym miejscem docelowym dla turystów, którzy podążają w jej kierunku, chcąc stać się świadkami czegoś niezwykłego. Daniel Bergmann, który jest zawodowym fotografikiem przyrody, odwiedził wyspę, by doświadczyć magii jej uroku.
Morze, które jest przede mną, jest zabójczo zimne. Z trudem wytężam wzrok, by dostrzec cokolwiek - wszystko, poza fragmentem najbliżej brzegu, zasłonięte jest setkami maskonurów, które dryfują na wodzie skupione w dużych grupach. Niebo, zachmurzone od strony południowej, a oświetlone przez słońce od wschodu, zapowiada ładny dzień. Cisza jest wręcz uderzająca, tak jakby wiatr, ocean i ptaki umówiły się, żeby milczeć. Czuję wewnętrzny przymus by usiąść i dać się wchłonąć naturze - by dołączyć do tego paktu i połączyć się w ciszy.
W mojej naturze leży, żeby nie tylko obserwować i przeżywać, ale też spróbować uchwycić zjawisko i uwiecznić je. Wracam potem z takich spotkań z naturą, nie tylko bogatszy w doznania duchowe, ale też i w zrobione przeze mnie zdjęcia. Gdy po jakimś czasie przeglądam fotografie, przenoszę się w myślach z powrotem do chwil, w których były robione. Pamiętam ten otaczający mnie spokój podczas mojej przechadzki bardzo wczesnym rankiem po wyspie Vigur.
Pamiętam uczucie pod moimi stopami, gdy stąpałem po plaży, pełnej małych okrągłych kamyków, gładko wypolerowanych, wyrzucanych na brzeg. Znów czuję w zapach oceanu. Odczuwam radość, która ogarnia mnie całego. Uczucia z czasu i miejsca, które tkwiły we mnie głęboko i nie zostały zapomniane. Taka jest właśnie potęga fotografii, moich drzwi do przeszłości.
Przybyłem na Vigur by doświadczyć i uwiecznić na zdjęciach historię tej zaczarowanej wyspy, gdzie człowiek i natura tworzą symbiozę i żyją w pełnej harmonii, gdzie tysiące ptaków morskich przylatuje by właśnie na tym lądzie przyszły na świat i dorastały ich młode w trakcie krótkiego lata. Tutaj zadomowiła się największa na Islandii kolonia kaczek edredonowych (Somateria mollissima). Kaczki te są ochraniane i objęte troskliwą opieką przez mieszkańców wyspy. Niezwykle licznie występują tu również maskonury (Fratercula arctica). Jest ich właściwie tak wiele, że gdyby pozwolić im na samowolny wybór terenu, wyspa stałaby się nie do zniesienia dla ludzi. Dziury, w których zagrzebują się maskonury, byłyby wszędzie, co całkowicie zrujnowałoby naturalne podłoże, sprawiając, że jakiekolwiek próby farmerskiego życia byłyby niemożliwe. Aby utrzymać odpowiednią ilość maskonurów, około dziesięciu tysięcy tych ptaków jest wyłapywanych każdego roku, zanim ich kolonie zaczną się niebezpiecznie rozrastać.
Ta sama rodzina zamieszkiwała i uprawiała ziemię na Vigur przez ponad wiek. Wszystko zaczęło się w roku 1881, kiedy to pewien młody człowiek przybył na wyspę. Nazywał się Sigurduður Stefánsson i został tam przysłany jako pastor. Podczas pierwszego pobytu i odkrywania wyspy wszedł na najwyższy punkt od północy wyspy i ujrzał niezwykły zachód słońca, wieńczący koniec pięknego wiosennego dnia. Vigur oczarowała go na tyle, że poprzysiągł sobie, iż ta wspaniała wyspa będzie należeć kiedyś do niego. W tym czasie wyspa była podzielona na kilka części i wkrótce jedna z nich stała się własnością Stefánssona. W roku 1909 złożona sobie samemu obietnica się spełniła i Sigurður przejął całą wyspę. Jego potomkowie zamieszkiwali odtąd wyspę Vigur.
Rodzina z Vigur nie tylko czerpała korzyści ze żniw, naturalnych źródeł wyspy, ale prowadziła też bardziej tradycyjną farmę i hodowali bydło - krowy i stado owiec. Jednak wyspa jest mała, jej długość to tylko 2 kilometry, a w najszerszym miejscu wyspa ma zaledwie 400 metrów. Owce musiały więc być transportowane na ląd na czas letniego wypasu. Dystans do pokonania, z wyspy na tereny pastwisk na zboczach góry Hestur, nie jest długi. Do corocznej przeprawy farmerzy używają drewnianej, ośmiowiosłowej łodzi, która jest najstarszą łodzią nadal wykorzystywaną na Islandii. Niemalże 200-letnia łódź ochrzczona została Vigurbreiður. Została wykonana przez zawodowych szkutników z Hornstrandir i początkowo używana miała być do połowów bogatych w ryby wodach Ísafjarðardjúp. Teraz już nie łowi się tak blisko brzegu i dlatego Vigurbreiður wykorzystuje się tylko w jednym celu - do transportu owiec.
Na wyspie warte zobaczenia są ciekawe zabytki architektoniczne. To tu właśnie znajduje się jedyny w kraju wiatrak, który zachował się w oryginalnej postaci do dziś.
Zbudowany ponad 200 lat temu, ostatni raz wykorzystywany do mielenia ziarna w 1915 roku. Najstarszym budynkiem na wyspie jest Viktoríuhús, zbudowany w 1860 roku. Ten dwukondygnacyjny, drewniany dom, nazwany na cześć jednej z dawniejszych właścicielek, został odrestaurowany i przywrócono jego tradycyjny wygląd. Jego ściany pokryte są fotografiami i pamiątkami po byłych mieszkańcach. W późniejszych czasach dobudowano do budynku kawiarnię, ze względu na zwiększone natężenie ruchu turystycznego. Obecnie, głównie w okresie letnich wakacji, codziennie przyjeżdżają tu wycieczki, które wcześniej odwiedziły Ísafjörður. I choć zabytki są z pewnością niezwykle ciekawym punktem zwiedzania, to prawdziwy powód, który przyciąga tysiące turystów na tę wyspę, jest inny. Tym powodem są ptaki.
Spotkanie maskonura w północnej części wyspy jest raczej nietrudne. Vigur jest niewątpliwie najlepszym miejscem na Zachodnich Fiordach do obserwacji tych małych ptaków, przez niektórych nazywanych "papugami północy". Dotarcie do ich kolonii jest proste i często wystarczy najzwyczajniej usiąść na chwilę w miejscu, w którym można się ich spodziewać i cieszyć się widokiem ich kryjówek i regularnych przylotów.
Jeśli zdarzy Wam się przeżywać te chwile w lipcu, zobaczycie maskonury przenoszące w swoich pomarańczowych dziobach po wiele sztuk rybek, którymi będą karmić swoje maskonurzątka. Jeśli akurat wieje wiatr, będą zataczać koła od większych do zupełnie małych okrążeń nad swoimi kryjówkami, szybko wymachując małymi skrzydłami. Maskonury, to bardzo pospolite ptaki na Islandii i można je oglądać w wielu miejscach.
Na Vigur można spotkać jeszcze jednego członka rodziny alkowatych, który znacznie bardziej interesuje ornitologów. Tym ptakiem jest nurzyk białoskrzydły (Cepphus grylle). Ptak ten, którego islandzka nazwa to 'teista', dorastał tak przyzwyczajony do obecności ludzi na Vigur, że występuje w tych miejscach gdzie jest blisko do ludzkich siedlisk. Bardzo często zamieszkuje po prostu w pobliżu domostw i jest naprawdę bardzo często spotykanym ptakiem, choć oczywiście nie tak licznie jak jego niepoliczalny wręcz kuzyn - maskonur. Nnurzyk nie buduje kryjówek tylko zamieszkuje skały lub górskie szczeliny. Jak sugeruje nazwa, ptak ten jest niemal całkowicie czarny z widocznymi białymi skrzydłami, co łatwo go identyfikuje, gdy ma letnie upierzenie. Gdy widać go siedzącego, rzucają się w oczy jego niezwykle czerwone nogi, co gdy połączy się to z rozdziawionym, czerwonym w środku dziobem, to okazuje się, że ptak ten jest niezwykle interesujący. Kolonie nurzyków latają rozsiane nad zamieszkałymi przez ludzi miejscami, co daje im ochronę przed ich naturalnymi wrogami, którzy wolą nie zapędzać się w okolice ludzi. Gdy skorupki złożonych przez nie jaj już pękną, rodzice są zajęci dostarczaniem małym pożywienia. Wtedy można obserwować nurzyki, jak pędzą od brzegu do gniazda, niosąc w dziobach różne gatunki ryb. Nurzyki są nie tylko pięknymi ptakami, ale też dzięki temu, że mają otwartą na ludzi naturę, są niezwykle wdzięcznym obiektem obserwacji. Nurzyk białoskrzydły stanowi jedną z podstaw ptasiego bogactwa żyjącego na Vigur i nawet dla niego samego warto przyjechać na wyspę. Wyspa oferuje jednak znacznie więcej atrakcji.
Z powodu nurzyka białoskrzydłego, od dawna pragnąłem odwiedzić wyspę. Teraz wreszcie już tu jestem i cieszy mnie nie tylko magiczne piękno ale również gościnność mieszkańców. Dwóch braci Salvar i Björn, potomkowie Sigurðura Stefánssona - księdza i członka parlamentu, który ponad wiek wcześniej dotarł na wyspę, wspólnie prowadzą swoją farmę. Umożliwili mi zakwaterowanie w odrestaurowanym domu Victorii dając mi szansę na swobodne poszukiwanie 'zdobyczy' fotograficznych i przebywanie z ptakami. Niezależnie od wcześniej przedstawionych: kaczki edredonowej, maskonura i nurzyka, na Vigur spotkać możemy rybitwę popielatą (Sterna paradisaea), kolonie wielu gatunków wróblowatych, przeważnie śnieguły (Plectrophenax nivalis), czy świergotki łąkowe (Anthus pratensis). Pod koniec lata można, przy odrobinie szczęścia, ujrzeć sokoła białozora (Falco rusticolus), a czasem doświadczyć niezwykłej radości z oglądania majestatycznego orła bielika (Haliaeetus albicilla). Natomiast ujrzenie turkana (Somateria spectabilis), który często przebywa w towarzystwie samicy kaczki edredonowej, zapewni długo pozostający w pamięci widok.
Gdy chodzę po plaży bardzo wczesnym rankiem, gdy otacza mnie niespotykana cisza, Vigur olśniewa mnie tak jak i wielu przede mną. Samotny płetwal karłowaty (Balaenoptera acutorostrata), przepływający tuż przy brzegu, czasem przerwie ciszę wydając syczący dźwięk niesiony potem przez echo. Skupiska maskonurów przede mną robią się coraz liczniejsze i szykują się, jak co dnia, do łowienia ryb. Malutka pliszka siwa (Motacilla alba), trzepocząc skrzydełkami łapie muchy latając nad wodorostami, gdy w tym czasie świergotek łąkowy siada na pobliskim głazie i śpiewa swoje trele. Moje zmysły wydają się być wyostrzone do granic możliwości i odczuwam ciepło rozchodzące się po moim ciele. Wyczuwam łączącą więź pomiędzy wszystkim co mnie otacza, zostałem widzem tego spektaklu, którego piękno staram się uchwycić na zdjęciach. Przedziwne formacje skalne skupiają moją uwagę, podobnie jak odbijające się w wodzie sylwetki gór. Już nie męczy mnie podążanie wzrokiem za ruchem ptaków, obserwowanie ich zachowań. Całe to przedstawienie wciąga mnie tak bardzo, że mój umysł wytęża się i jestem całkowicie skupiony.
Jednak wszystko kiedyś się kończy, tak jak i mój doskonały poranek. Jest godzina dziewiąta, czyli byłem tu około czterech godzin. Ponieważ słońce już prawie całkiem wstało, a światło jest bardzo silne, nie mam już szans na zrobienie dobrych zdjęć. Przed opuszczeniem Vigur udam się jeszcze na drzemkę. Około południa przypływa prom z Ísafjörður. Wygrzewam się na słońcu, podczas gdy pasażerowie ustawiają się grupkami przy przewodnikach, by udać się na wycieczkę, która kończy się przy domu Victorii gdzie posilają się kawą i ciastkami by zaraz po tym odpłynąć z powrotem. Kiedyś przewodniczka z promu, która wiedziała, że byłem przez kilka dni na wyspie, zagadnęła mnie: "Czy spałeś w Viktoríuhús?" Odpowiedziałem, że tak. "Czy dobrze Ci się spało?" zapytała z wyczuwalną troską w głosie. Powiedziałem jej, że spało mi się bardzo dobrze. "Miło to słyszeć" - odrzekła z ulgą - "ten dom jest nawiedzony".
Tego typu przesądy są silnie zakorzenione w świadomości Islandczyków, a u tych zamieszkujących Zachodnie Fiordy, którzy, jak głoszą legendy, są potomkami magików i czarnoksiężników, podobno nawet znacznie mocniej. Jestem w stanie zrozumieć dlaczego niektórzy nie chcą opuścić Vigur, nawet jeśli tylko przybyli tu na krótko. To jest na tyle magiczna wyspa, że życie wydaje się być tu nadzwyczajne, nawet dla wszelkiego rodzaju duchów. Ale wspaniałe, dodające blasku wyspie, lato jest krótkie, a po nim przychodzi szybko jesień, ptaki opuszczają Vigur i nadchodzi okres silnych wiatrów i ciemności. Taka aura będzie się utrzymywać przez długie miesiące, aż do pierwszych znaków nadchodzącej wiosny.
Tak wygląda zwyczajne, codzienne życie mieszkańców pięknej wyspy Vigur. Jakby nie było, niedaleko jest już stąd do Koła Polarnego i takie miejsce z pewnością nie jest łatwe do życia. Ale przeznaczeniem i jednocześnie przywilejem rodziny jest mieszkać na tej wyspie. Potomkowie Sigurðura Stefánssona są otwarci i chętnie goszczą w swoim domu i dzielą się urokiem tego miejsca z każdym odwiedzającym. Za tę gościnę jestem im niezmiernie wdzięczny, podobnie jak tysiące innych turystów, którzy przybyli i przybywają każdego lata na wyspę. Kilka spotkań z naturą, które daje nam Islandia, z pewnością może rywalizować z tymi, które przeżyłem na Vigur. Ale jest absolutnym obowiązkiem udać się na to fantastyczne spotkanie z przyrodą i ptakami na Vigur, gdy już się ktoś znajdzie w Zachodnich Fiordach.
Copyright © 2003-2006 ICELAND.PL
Wszelkie prawa zastrzezone - All rights reserved
|
|