Pierwszy weekend sierpnia, kiedy to zgodnie z tradycyjną islandzką wszyscy bawią się na licznie organizowanych letnich festiwalach, fotograf Daníel Bergmann poświęcił swojej własnej rozrywce. Na Islandzkiej wyspie Skrúður obserwował najbardziej znane na Islandii ptaki zwane maskonurami, a także myśliwych, którzy polują na te przepiękne ptaki. Swoją wycieczkę opisał w artykule dla Icelandic Geographic. A oto jego opowieść...
Fala uderzyła o rufę łódki, zimny ocean obryzgał nas, a ja próbowałem się uspokoić. Serce mi łomotało. Om Namo Bhagavate Vasudevay - zacząłem w mojej głowie nieświadomie powtarzać słowa mantry. Zwiększający się wiatr i wzburzające fale wzbudzały moją obawę i zaniepokojenie. Złapałem się sznurów, a łódka ślizgała się to w górę to w dół. Spojrzałem na kapitana, który siedział na rufie. Zauważył moje zaniepokojenie i powiedział uspakajającym głosem z uśmiechem na twarzy: "Proszę się nie martwic, będziemy na czas". Nie wiem czy to ze względu na mantrę, czy słowa kapitana, ale poczułem się lepiej. Pomijając niekorzystne warunki morskie, pogoda była słoneczna i piękna. Nawet jeśli to jest nasze przeznaczenie, to nie jest najgorszy dzień na umieranie.
Zobaczyłem przed sobą Ziemie Obiecaną, wyspę Skáður o wysokości 160 metrów nad powierzchnię wody. Chciałem tam być od dawna, ale to nie była łatwa sprawa. Wyspa jest rezerwatem przyrody, należy do farmy Vattarnes w Fáskrúðsfjörður i nie można tam pojechać bez zgody farmera. Pomimo tego, że wyspa jest rezerwatem przyrody, ludzie z Vattarnes mogą zbierać jajka i polować na maskonury, bo tak robili od wieków.
Z tego powodu parę razy w lecie wybierają się na wyspę. Mój przyjaciel fotograf Jóhann Óli Hilmarsoon, który był tam dwa razy, aby badać życie tych ptaków, chętnie wrócił tu po raz trzeci. Podczas swych podróży poznał Baldura Rafssona, który mieszka w Vattarnes. W lipcu 2002, Jóhann Óli skontaktował się z Baldurem i zapytał czy moglibyśmy przyłączyć się do niego, kiedy będzie płynąć na wyspę. Chociaż nie był niechętny, aby nas zabrać, ociągał się długo, mówiąc: "Nasze podróże na wyspę są uzależnione od pogody, ale jeśli morze będzie spokojne, to zabiorę was."
Jest nasz czterech w małej łodzi na falach. Baldur Raffson siedzi na przedzie łodzi, jego asystent z tyłu, a Jóhann Óli i ja siedzimy ze sprzętem i zaopatrzeniem pomiędzy nogami. Wyspa Skrúdur jest położona niedaleko od głównego lądu, w odległości jakieś trzech morskich mili. Ale kiedy morze jest wzburzone, podróż nie jest wesoła, szczególnie dla szczurów lądowych jak my, którzy wolą stały grunt pod nogami. Kiedy dopływaliśmy, morze uspokoiło się i mogliśmy płynąć szybciej. Mogłem usłyszeć krzyk ptaków i zobaczyć latające maskonury na niebie. Zapach ptaków zrobił się silniejszy, gdy dopłynęliśmy do wyspę. Przed nami znajduje stroma ścieżka prowadząca do miejsca, w którym się mamy zatrzymać, do groty Blundsgjár. Tam będzie nasz obóz, w osławionym hotelu na Skúður. Chociaż nie jest to najbardziej eleganckie miejsce na Islandii, jednak według Baldura hotel jest pięciogwiazdkowy. Jedna gwiazdka za to, iż chroni od deszczu, jedna za posiadanie łóżka, trzecia za ogrzewanie i czwarta za miejsce do gotowania. Nie wiem dokładnie za co otrzymuje piątą gwiazdkę, ale według Baldura ma 5 gwiazdek, a on jest tu na wyspie autorytetem. Nie kłócę się z nim, w końcu chcę wkrótce mieć możliwość powrotu na brzeg.
Kiedy wspinamy się powtórnie do miejsca odpoczynku, słyszę jak odpala ktoś silnik w motorówce. Kuzyn Baldura, Daniel Hálfdánarson, z trzema innymi łowcami makosnurów czekają w Vattarnes, aż odpłynie z wyspy. Baldur stoi naprzeciw i przygotowuje się do polowania, podczas, gdy ja wraz z Jóhannem Óli przygotowujemy się na własne polowanie, z aparatami zamiast sieci.
Makskonury są wszędzie. Cała przestrzeń lądu pokryta jest ptasimi kryjówkami. Pokonując nasza drogę po zachodniej stronie Islandii, próbowałem uważać gdzie stawiam stopy. Idąc nieuważnie mogłem zawalić, któryś z kopców, a wyrzuty sumienia nie pozwalały mi na to.
Na szczycie wyspy widziałem w dole jej zachodnie zbocze. Na rozległym klifie skalnym siedziały lub wzlatywały ku niebu białe i majestatyczne głuptaki. Kolonia głuptaków na Islandii to był główny powód, z jakiego chciałem odbyć tę podróż. Na Skúður ich liczba się stale powiększa odkąd przyleciały tu w roku 1943.
Schodziłem w dół w kierunku kolonii ptaków. Kierowałem się do Lundabrekka, w której znajduje się największa na świecie hodowla maskonurów. Co pewien czas nade mną tworzyła się "koło". To charakterystyczne dla maskonurów, ptaki gromadzą się na niebie i krążą nad Islandią. Koło nie jest dokończone, na chwile wyłania się kawałek błękitnego nieba i nagły głośny świst, jakby tysiące ptaków przelatywało ci przez głowę. I właśnie nadszedł ten dzień, koło za kołem, uskrzydlone maskonury. Imponujący widok.
Głuptak jest największym ptakiem morskim na Islandii ze skrzydłami dochodzącymi do 180 cm. Islandczycy mówią o nich często z poważaniem "Królowie Atlantyku". Przemierzam klif, aby zbliżyć się do głuptaków. Jest południe, niebo jest czyste, słońce ostro świeci, zbyt ostro na dobre zdjęcie. Usiadłem i obserwuję. Te ptaki są ufne, moja obecność nie wypłoszyła ich. W gnieździe siedzą pisklęta w różnym wieku. Niektóre są białe, a u dołu świeżo upierzone, niektóre natomiast są całkiem czarne z wyłaniającymi się świecącymi oczami. W większości gniazd, rodzice stoją na straży, ale nie wszędzie. Kiedy jakiś ptak ląduje obok, one rytualnie gruchają, wyciągają swoje główki i przytulają się swoimi dziobami.
Dzień się kończy i zbierają się jasne chmury. To sprzyja fotografowaniu. To wyzwanie, aby na skomponować obraz w gęstym tłumie ptactwa, bez robienia zbytniego zamieszania. Przesuwam się, aby zrobić portret pojedynczym ptakom, a także zrobić zdjęcie latającemu Głuptakowi, który unosi się w powietrzu. Po paru godzinach fotografowania wspinam się znów na skałę. Chcę zobaczyć myśliwych w akcji polujących na maskonury. Ptaki łapane są w specjalne sieci. Łapane są tylko maskonury, rasowe ptaki się wypuszcza. Choć łapana grupa maskonurów jest duża, to jednak ich populacja nie zmniejsza się znacząco z powodu tego tradycyjnego polowania. Wróciłem do hotelu.
.
"Aby uczcić ten weekend, przewidzieliśmy mnóstwo atrakcji", oznajmia Baldur. "Zaczniemy tradycyjnym rzucaniem butów, ale tym razem weźmiemy kogoś kto nosi buty i zobaczymy jak daleko możemy nim rzucić". Jego ogłoszenie wywołuje śmiech wśród myśliwych i fotografów. To pierwszy weekend sierpnia. Wolne dni, aż do poniedziałku, a w Islandii to czas organizowanych festiwali. Społeczność Islandzka gromadzi się, aby bawić się pijąc śpiewając i tańcząc. Zgodnie ze zwyczajem na Skúður rzucają butami. Ściemnia się, Jóhann Óli przekopuje swój plecak i wyciąga przenośny odtwarzacz CD z dołączonymi małymi słuchaweczkami. Wspomina, iż w czasie swojej pierwszej wizyty, sieci były pełne ptactwa. W czterech sieciach znaleziono nawałniki burzowe było ich 14, a oprócz tego 2 nawałniki duże, które zaplątały się w sieć. Zaobrączkował je i wypuścił. Nawałniki to małe ciemne ptaki morskie, które latają tylko nad brzegiem morza. W dzień spędzają czas poza morzem, w nocy wracają nad brzeg. Zwabia je czysto brzmiącym dźwiękiem podobnym do śmiechu. Kiedy Jóhann Óli puszcza płytę słyszymy ten dziwny dźwięk. Młodzi członkowie kręgu myśliwych, nastoletni syn Daniela i chłopak z sąsiedniej farmy, zaczyna cicho podniecać się rozlegającym się głosem nawałników. "Popatrz na to", Jóhann zauważył mały trzepoczący cień przy wejściu do groty. "Czy to nawałnik?" spytał chłopak. "Tak" odpowiedział Jóhann "to Nawałnik Burzowy". Odróżnienie tych dwóch gatunków, jest dla mnie godne podziwu. Ale Jóhann Óli spędził wiele lat studiując i obrączkując nawałniki i jest miejscowym ekspertem w znajomości tego gatunku. Zaobrączkowany i nawet złapany w sieć nawałnik Wilsona jest jedynym odnalezionym na Islandii. Jeszcze przez długi czas wiele okazów nawałników lata koło groty.. Powietrze staje się coraz zimniejsze i wilgotniejsze. Nadchodzi wieczór.
Budzę się wcześniej niż inni. Spaceruję po zachodniej stronie wyspy. Silny wczoraj wiatr ucichł dziś. Wieje teraz tylko przyjemna bryza. Widzę Mewę Trójpalczastą siedząca na wąskim występie klifu wraz z paroma pisklętami. Późnym latem wiele już ich ucieka. Dodaję ptaka do listy. Brodziec krwawodzioby alarmuje wszystkich dopóki nie odchodzę od niego, podążając za parą Mew Srebrzystych protestujących głośno kiedy się zbliżam. Uciekają i chowają się w wysoka trawę. Przyglądam się morzu i niedaleko od wyspy widzę trzy burzyki północne mijające z dużą szybkością. Zaczyna się kolejny piękny dzień. Kiedy wracam do groty, myśliwi już wstają i przygotowują się do dzisiejszej pracy. Budzę mojego towarzysza podróży i zaczynam robić kawę. To człowiek, który nie funkcjonuje bez porannej silnej kawy. Znam go już z wielu wcześniejszych wypraw.
Stawiamy sobie cele na dzisiaj, mamy misję. Na wyspie jest większe schronienie niż jeden hotelowy budyneczek. To jest Skrúðshellir. W głębi, schowane przed światłem słonecznym, fenomen natury. Największa kryjówka maskonurów na świecie.
Zazwyczaj maskonury wykopują, głęboko w ziemi, wąskie jamy. Ale tutaj, w ciemnym miejscu jaskini Skrúðshellir, znajduje się gniazdo maskonurnów. W czasie ostatniej wizyty Jóhann naliczył 20 par. Mają swoje gniazda na ziemi, zaledwie na paru źdźbłach słomy wyścielonych na gniazdo. Oglądamy je świecąc bardzo małą latarką. Po krótkim czasie potrzebujemy prawdziwego światła, aby zobaczyć, gdzie jesteśmy. 125 metrów długości, 85 szerokość, najwyższy punkt wynosi 22 metry i jest on na początku groty, tam gdzie jest jeszcze trochę światła. Na półce skalnej znajdują się sprzeczając mewy trójpalczaste. Natomiast w najgłębszej ciemności znajdują się maskonury.
Idziemy wzdłuż całej groty, zanim znajdujemy gniazda. W pierwszym jest martwe pisklę. W innym dwa żywe, małe, puszyste czarne kulki. Rodzeństwa żyją razem, ale to rzadki przypadek, bo maskonury wysiadują zazwyczaj pojedyncze jaja. W jednym gnieździe znajduje się dorosły ptak wysiadujący swoje jajo. Używam lampę błyskowa, by zrobić fotografię ptaków w ciemności. Nawet jeśli nie wyjdą, nie obchodzi mnie to.
Na końcu groty jest mała sadzawka zapełniona dzięki cieknącej z sufitu wodę. Prześwietlając przestrzeń lampą błyskową widzę martwą Mewę Trójpalczastą pływająca w wodzie. Natychmiast przypominam sobie rozmowę z Jóhannem. Zastanawiałem się ile wody powinniśmy zabrać ze sobą. "Nic" - powiedział - "myśliwi dbają o to, a nawet jeśli nie mają, jest dużo sadzawek w Skrúðshellir, gdzie możemy zaopatrzyć się w wodę". Kiedy dołączam do Jóhanna, mówię mu o moim odkryciu przy wejściu groty i pytam czy poważnie rozważał picie tej wody. "Jest w porządku, jeśli się ją przegotuje"- mówi. Patrzę na niego bez przekonania. "Pewnie mógłbyś przy okazji ugotować również Mewę Trójpalczastą?" - pytam. "Oczywiści, że mógłbym" - odpowiada z wielkim uśmiechem na twarzy. "Dlaczego miałbym marnować tak wyśmienite pożywienie".
Nasz drugi dzień na wyspie mija, pogoda zaczyna się pogarszać. Myśliwi wyjechali tego dnia, gdy grupa maskonurów latała wokół. Zabrali połów, związali sznurem i zsunęli go w dół, gdzie zapakowali go na łódź. Byli gotowi odjechać z wyspy, Baldur powiedział, że wróci po nas później. Wczesnym rankiem wyspę otacza gęsta mgła, wieje silny wiatr. Telefonuję do Baldura, decydujemy, że spróbuje przyjechać po nas następnego ranka.
Spędzamy jeszcze jedną noc w hotelu, wcześnie rano Baldur płynie po nas, tak jak zaplanował. Mgła jest jeszcze gęsta i aby utrzymać kurs musimy używać nawigatora GPS. Jest już jasne, dlaczego żadne biuro podróży nie oferuje turystom podróży na wyspę. Dodatkowo jest to korzystne dla natury. Inaczej mała wyspa zmieniłaby się szybko. To lepiej, iż jest dobrze strzeżonym sekretem, dostępnych jedynie dla wybrańców. Czuję się wyróżniony i wdzięczny Baldurowi Rafnssonowi za to, iż dał mi możliwość zobaczenia wyspy. Jest ona niepodobna do żadnego miejsca na ziemi i wywarła na mnie ogromne wrażenie. Mam nadzieję, że powrócę tam kiedyś. W końcu nie spróbowałem jeszcze wody z groty. Skrúdur oferuje dużo więcej niż można doświadczyć na jednej wycieczce. To prawdziwie magiczne miejsce.
Copyright © 2003-2006 ICELAND.PL
Wszelkie prawa zastrzezone - All rights reserved
|
|