O portalu Radio Forum Archiwum Porady Czat E-mail Współpraca
II Wielka Wyprawa (lato 2003) - cz.2.
I Wyprawa
(lato 2002)


II Wielka Wyprawa
(lato 2003)
menu

III Wyprawa
(jesień 2003)




"Owczy przystanek"
trasa: objazd Wysp Owczych oraz droga na Islandię
czas: 11 sierpnia - 14 sierpnia





WYSPY OWCZE

Po 2 dniach rejsu dopłynęliśmy do Tórshavn stolicy Wysp Owczych. Już wpływając do zatoki przepływa się obok wielu wysepek położonych na południe od Streymoy - głównej wyspy archipelagu. Wejścia do portu strzeże Nólsoy, wysepka położona naprzeciwko portu w Tórshavn. Nieco dalej położone są dwie większe wyspy na południu: Sandoy i Suduroy.


Po wyokrętowaniu, zatankowaniu i uporaniu się z głównym naszym problemem, czyli termostatem, ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Na uwagę zasługuje fakt, iż odpowiedni dla nas warsztat samochodowy znaleźliśmy tylko dzięki pomocy Pań z informacji turystycznej w Tórshavn - naprawdę chwała im za obdzwonienie całego miasta w poszukiwaniu warsztatu znającego się na samochodach amerykańskich (należy dodać, że był to okres urlopowy i nie wszystkie warsztaty były czynne). Tak więc DZIĘKUJEMY serdecznie!
Tórshavn to malowniczo położone miasto, które od razu zachwyca gęstwiną niewielkich, ale za to kolorowych domków. Uliczki w centrum są dość wąskie i, ze względu na położenie (na wzgórzach), czasem dość strome i skierowane do siebie pod różnymi kątami.

Po krótkiej wizycie w mieście (m.in. skorzystaniu z internetu w miejscowej bibliotece) ruszyliśmy na podbój trzech dostępnych "z marszu" wysp. Najpierw pojechaliśmy na północ, wzdłuż Kaldbaksfjørður, Kollafjørður oraz wzdłuż cieśniny Sundini, nad którą zbudowano most łączący dwie największe wyspy archipelagu. Mostem dostaliśmy się na Eysturoy, gdzie dalej, jadąc wzdłuż Sundini, dojechaliśmy do miejscowości Eiði. W tych okolicach można podziwiać ciekawe widoki klifów i skał morskich. Szczególnie o zachodzie słońca widok jest boski. Mieszkańcy dbają o turystów i zafundowali nawet darmową lunetę, za pomocą której, z przydrożnego punktu widokowego, można podziwiać wystające z morskich głębin skały. W okolicy znajduje się również najwyższy szczyt Owczarzy - Slættaratindur (882 m).

My jednak skierowaliśmy się boczną drogą do miejscowości Gjógv (gjógv jest ogólną nazwą wąskich zatoczek wrzynających się w przybrzeżne skały, coś jak mały i cienki fiord). Po noclegu, następnego dnia rozpoczęliśmy eksplorację tego uroczego zakątka Wysp Owczych. W okolicach Gjógv przespacerowaliśmy się wzdłuż cudownych stromych klifów. Oprócz turystów bacznie przyglądały się nam prawowite posiadaczki wysp - kudłate owieczki; było ich tam tyle, że ze znalezionych w trawie kłaczków wełny można byłoby zrobić chyba cały sweter.



Po obfitej sesji zdjęciowej pojechaliśmy dalej wzdłuż Funingsførður, w kierunku większego ośrodka jakim jest Fuglafjørður.

Próbowaliśmy tam także zbadać jedyne znane na tych wyspach "gorące" źródło (gorące w cudzysłowie, gdyż ma temperaturę zaledwie 18 stopni); jednak, czy to ze względu na jego niską temperaturę, czy też po prostu źródełko było zbyt nieśmiałe wobec wielbicieli potężnych i gorących źródeł Islandii, nie zidentyfikowaliśmy żadnego z wypływających tam strumieni jako owego gorącego źródła (nazywa się Varmakelda). Podobny problem mieli turyści z Danii, którzy również próbowali umiejscowić to źródełko. Jeździli tam i spowrotem, pytali się również nas... Politycznie wyspy są autonomiczne, ale są wciąż oficjalnie zależne od Danii. Jak widzać jednak, nawet gorące źródełka wykazują zacięcie polityczne i chowają się przed duńskimi turystami ;-), przez co i my nie mogliśmy zakosztować tej geotermalnej atrakcji. Ale Wyspy wynagrodziły nam to sowicie, gdyż zamiast źródełka, w fiordzie Leirvíksfjørður pojawiła się foczka, która bacznie przyglądała się dziwnym stworom szukającym gorącego źródła (przecież wiadomo nie od dziś, że najlepsza jest zimna polarna woda - w sam raz dla fok!). Niestety, na poszukiwanie Varmakeldy wyruszyłem bez aparatu i foczkę mogłem uwiecznić jedynie w mej pamięci.

Wróciwszy na skróty tunelem (których tak a propos jest całkiem dużo na Wyspach Owczych), znów przekroczyliśmy most do Streymoy i udaliśmy się do miejscowości Haldarsvík, w której znajduje się ciekawy architektonicznie kościół, zbudowany na planie ośmiokąta. Po drodze mogliśmy podziwiać również najwyższy wodospad Wysp Owczych (łacznie 140 m w kilku kaskadach), który znajduje się na rzece Fossa (rzeka wodospadowa). Wodospad nazywa się poprostu Foss, czyli Wodospad.

Przejechalismy do głównej drogi i skierowaliśmy się ku tunelowi (świeży nabytek wyspiarzy), który łączy wyspę Streymoy z Vágar. Na tej ostatniej znajduje się jedyne międzynarodowe lotnisko Owczarzy. Każde lądowanie samolotu to niebywałe widowisko, gdyż samolot musi wlecieć wąskim fiordem by wylądować w krótkiej dolince. Fiord Sørvágsfjørður, to jednak nie tylko samoloty. Główną atrkacją są cudowne utwory skalne, które znajdują się u wejścia do fiordu, a które można podziwiać z drogi. Wszystkie Owcze Wyspy są górzyste, ale Vágar (szczególnie o zachodzie słońca) wydał nam się najbardziej fascynujący. Parę kilometrów dalej wejścia do fiordu broni trochę większa (zamieszkała) wysepka Mykines. Wracając, zatrzymalismy się na chwilę w Sandavágur, by podziwiać bardzo ciekawy architektonicznie kościół. Ze wszystkich budowli, które widzieliśmy na Wyspach on chyba najbardziej pozostał nam w pamięci.

Dwa dni bezlitośnie mijały i trzeba było wracać na prom. W drodze powrotnej kierowaliśmy się zachodnią stroną Streymoy, wybierając górską alternatywę i nie żałowaliśmy! Widok na Kaldbaksfjørður był jak z samolotu (można się było pokusić o rysowanie mapy lotniczej!). Dodatkowo, zobaczylismy jedyny akcent duński na Wyspach - garnizon wojsk królewskich, który w ramach NATO, stacjonuje w tym miejscu.

Odbijając na chwilę w boczną drogę, można dojechać do doliny Norðradalur, z której roztacza się wspaniała panorama na wyspy Koltur i Hestur, położone u południowo-zachodnich wybrzeży Streymoy. Po pożeganiniu się z tymi skalnymi statkami, ruszylismy prosto do stolicy, gdzie czekał już na nas prom wypełniony turystami jadącymi z Norwegii.

Śmiało możemy powiedzieć, iż cieszyliœmy się, że zabrakło dla nas biletów na start z Norwegii, gdyż dzięki temu mielismy okazję zwiedzić to maleńkie skandynawskie państwo, które powoli staje się samodzielnym organizmem, zrywającym więzy z kontynentalnym "molochem" - Danią. Na koniec warto wspomnieć, iż jadąc na Wyspy trzeba się liczyć z problemami jeśli chodzi o płatności kartami elektronicznymi. Z nieznanych nam powodów, są one bardzo mało popularne na Wyspach, podczas gdy w Europie, a szczególnie na Islandii, można nimi zapłacić nawet w kościele!
Pieniądze można wybrać jedynie w bankomatach; nawet na stacji benzynowej nie da rady zapłacić Visą Electron, czy też kartą Maestro.
Natomiast nie ma problemów, jeżeli chodzi o tradycyjne karty kredytowe (Visa Classic, MasterCard, Amex).

Zaokrętowanie poszło w miarę gładko i już się nam wydawało, że to koniec owczarskich atrakcji, gdy tu nagle prom zrobił nam miłą niespodziankę i zamiast płynąć dookoła archipelagu, popłynął wąskim przesmykiem, pomiędzy wyspami Eysturoy i Kalsoy. Cóż to był za widok! W pewnym momencie niektórzy przeżyli nawet chwilę grozy, gdyż pomiędzy obiema wyspami rozwieszony jest kabel elektryczny (bardzo długi, ważący z pewnością wiele ton). Przez moment wydawało się, że prom zahaczy anteną o przewód, ale na szczęście kabel został kilka metrów nad nami (a tak a propos, to co by było, gdyby poziom morza był wyższy, a ciepła pogoda spowodowałaby wydłużenie się kabla? Miejmy nadzieję, że kapitan bierze to pod uwagę :).



*****

Płynąc dalej na północ, morze i pogoda stawały się coraz bardziej surowe i kapryśne. Już nie było zbyt przyjemne przesiadywanie na zawnętrznym pokładzie. Jedynie, kiedy pojawiała się jakaś ciekawa wysepka na horyzoncie, więcej ludzi wychodziło na otwarte powietrze. Jednak jest coś magnetyzującego w takim surowym klimacie, coś co przejmuje do głębi i zachwyca, coś co trudno zdefiniować. Najbardziej wzruszające było to, że Islandię mieliśmy już prawie na wyciągnięcie ręki! Odliczaliśmy godziny, kiedy znów ujrzymy drogą nam Wyspę. Ta, jak przystało na dobrego gospodarza, przywitała nas pięknym słońcem i cudowną atmosferą, ale o tym już w najbliższym odcinku naszych opowieści...