18.02.2004r.

"101 Reykjavík" - 101 oklasków!


Najpierw były recenzje - wysublimowane, podparte naukową wiedzą krytyków filmowych i literackich, psychoanalityków itp. Recenzje były pozytywne, mówiły, że film jest bardzo ważny dla naszej kultury, że pokazuje człowieka i jego umysł, że obnaża ludzką psychikę jednostki niezbyt przystosowanej, że odkrywa nam margines społeczeństwa i tak dalej i tak dalej...

Jak to przeczytałem, pomyślałem sobie - to musi być nudny film! To musi być bardzo nudny film!! Trzeba było wręcz siły, by zmusić mnie do oglądnięcia tego "psychoanalitycznego" arcydzieła.

Ponieważ film był wyprodukowany na Islandii, więc spodziewałem się raczej zaściankowego filmu, jaki mógłby powstać w jakiejś amatorskiej pracowni np. w Radomiu (który liczy tylu mieszkańców co Islandia). Za takie podejrzenia powinna być jednak od razu kula w łeb! To co zobaczyłem zmusiło mnie do zweryfikowania moich przypuszczeń.

Film, o którym mowa, to oczywiście najsławniejsze dzieło kinematografii islandzkiej czyli "101 Reykjavík" (od razu rozszyfrujmy tytuł: 101, to kod pocztowy Śródmieścia Reykjavíku).

Należałoby niestety zwolnić wszystkich tych krytyków z wyższych półek - niby dali pozytywną recenzję, ale jednocześnie, pokazując film jako dramat psychologiczny, albo wręcz surrealistyczną tragedię, zrobili wiele osób w przysłowiowego "konia". I wielu z pewnością dało się nabrać! Teraz żałuję, że tak opierałem się przed obejrzeniem. Dramat, tragedia - cóż za mylne nazwy. Film ten to czystej wody komedia z pozytywnym przesłaniem, happyendem i wszystkim tym, co normalny widz chciałby znaleźć w "porządnym" filmie.

Ale mało tego - prawie rozpłakałem się, gdy zobaczyłem te przepiękne krajobrazy Islandii, panoramę stolicy i uliczki, którymi nie tak dawno się chodziło... to było naprawdę wzruszające. To jednak nie ostatni zmysł islandofila, który jest "drażniony". Film w wersji bez dubbingu oferuje możliwość posłuchania oryginalnych islandzkich dialogów, a ten język po prostu śpiewa! A na deser co? Mistrzowskie wykonanie - tak dobrej pracy kamery nie widziałem już dawno w żadnym filmie, czujemy się jak duchy w Reykjavíku - jesteśmy tuż obok tych ludzi; wchodzimy do nich oknami, z sufitu, zewsząd.

Film opowiada o młodym (choć już nie pierwszej młodości) mężczyźnie Hlynurze, który w nieco cyniczny sposób podchodzi do życia i miłości - skoro świat jest tak sprytnie ułożony, to dlaczegóż Hlynur miałby pracować lub się z kimś łączyć? O nie, lepiej żyć ze sporego zasiłku, a od dziewczyny brać tylko jedno... W tym miejscu warto zaznaczyć, iż twórcy filmu nie bali się odważnych scen erotycznych, więc męska (a czasem i żeńska) część widzów na pewno będzie usatysfakcjonowana, gdyż kobiet i to pięknych, pełnych seksapilu nie brakuje w filmie, a i mężczyznom nie można nic zarzucić.

Jednak film byłby nudny, gdyby opisywał perypetię "urodzonego w niedzielę" mieszkańca stolicy. Możemy poznać jego przyjaciół, kobietę, która pragnie go "nawrócić" do normalnego społeczeństwa. Mamy możliwość również poznać bliższą i dalszą rodzinę. Główny bohater nie jest jednak typem obojętnym na wszystko, co na początku wydaje się podpowiadać film; drzemią w nim ludzkie uczucia i pragnienia. Przygody, w które się wikła, a które dotyczą romansu z młodą przyjaciółką jego matki oraz relacji, są tak niewiarygodne, a z drugiej strony tak ludzkie, że widz, który się nie uśmieje do rozpuku musi zapłakać...

Najbardziej oryginalną częścią filmu są właśnie relacje, które łączą cały trójkąt syn-matka-kochanka. Z tego musi urodzić się coś ciekawego. I to trzeba zobaczyć. Niby nasz utracjusz ma naturę obojętną wobec kobiet - interesuje go tylko erotyczna strona kontaktów, ale nie do końca, czasem na wierzch wypływają jego ludzkie odruchy, potrafi się oderwać od swojego libido i bytu "niebieskiego ptaka". Okazuje się, że umie kochać, potrafi być lojalnym, odpowiedzialnym, a przede wszystkim honorowym.

Film tworzy niepowtarzalną mieszankę, rzekłbym, iż wręcz wybuchową - szczególnie dla islandofila, który patrzy na wszystko przez pryzmat Islandii, która jest w końcu tłem dla całej akcji. Nie bez znaczenia jest fakt, iż możemy, dzięki uważnemu studiowaniu akcji filmu, poznać nie tylko głównego bohatera, ale ogólnie islandzki naród. A poznajemy dogłębnie zarówno młodzież jak i bardziej "ustatkowaną" część Islandczyków. Słowem bomba! Sami się przekonacie, gdy obejrzycie - w kinie cała widownia zanosiła się śmiechem.

Gorąco polecam.


Copyright © 2003-2006 ICELAND.PL
Wszelkie prawa zastrzezone - All rights reserved